Ostatnio spotkałam się z opinią, że lekcje online powinny być tańsze bo mniej się z nich wynosi. Pozwolę się z tym nie zgodzić. Z mojego doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy pracy online wynika, że jedni zyskują na tej formie a inni nieco tracą, lecz i tak sumarycznie zyski i straty wyrównują się przy porównaniu obu form kształcenia. Nie ma to większego związku z tym, czy są to lekcje w grupie czy indywidualne. Są osoby, które lepiej się czują w grupie a lekcja sam na sam z lektorem wywołuje niepotrzebny stres a co za tym idzie czasem rosnącą niechęć do nauki. Z kolei zwolennicy zdalnych zajęć indywidualnych mówią o komforcie własnego domu (czyli przysłowiowej kanapy, kubka, kota pod nogami), luźniejszej atmosferze co sprzyja nauce. Z mojej perspektywy, indywidualne zajęcia zdalne nie różnią się niczym w jakości od zajęć stacjonarnych (nie licząc przerw w dostawie internetu). Natomiast w grupie dzieci 10-letnich lekcje on-line przyniosły tyle nowych plusów co minusów. Wśród minusów mogę wymienić utrudnione monitorowanie prac pisemnych w czasie rzeczywistym, lecz teraz myślę że była to tylko kwestia niewykorzystanych przeze mnie narzędzi. Ponadto, przykładowo na komunikatorze Skype praca w parach okazała się karkołomna, jeśli nie niemożliwa. Ale znowu, aby mieć możliwość pracy w parach całej grupy jednocześnie wystarczy wybrać odpowiednią platformę, np. Zoom, oczywiście płatną dla szkoły językowej, co wpływa na koszt kursu. Z drugiej strony, uczniowie nadpobudliwi, kinestetycy, dzieci które łatwo się rozpraszają w towarzystwie innych lub najzwyczajniej przeszkadzają były podczas lekcji on-line łatwiejsze w zarządzaniu a ze względu na ograniczenie bodźców zewnętrznych także same lepiej się skupiały na tym co się dzieje na ekranie – w końcu na tej samej linii wzroku byli nie tylko koledzy, pojawiający się głównie w chwili wypowiedzi, ale przede wszystkim nauczyciel i udostępniana przez niego tablica.